W miniony poniedziałek byłam ustawiona z siostrą na obiad na mieście. Dorota zadecydowała, że zjemy słynną zupę Pho. Nie przypadkowo użyłam słowa „słynną”. Zupa Pho to tradycyjna zupa kuchni wietnamskiej. Można ją zjeść jednie w Warszawie (oczywiście taką jak trzeba, ze starej receptury gotowaną przez Wietnamczyka), bo tylko w stolicy mamy społeczność wietnamską. W żadnym innym mieście Polski nie ma tyle Wietnamczyków, co w Warszawie. A to zawdzięczamy Stadionowi X-lecia, który był skupiskiem Azjatów.
Pamiętam czasy, kiedy stadion był jeszcze otwarty. Poza niezliczoną liczbą budek z ubraniami, dodatkami czy pirackimi płytami; na stadionie znajdowała się pokaźna liczba barów gastronomicznych, które serwowały prawdziwe dania wietnamskie dla swoich zapracowanych kolegów.
Od tego się zaczęło. Jednak nadeszło Euro, stadion zamknięto, a tysiące Wietnamczyków nie miało się gdzie podziać. Dobrze się złożyło, że pozostali „w swoim fachu” i dalej gdzieś tam handlują, a część pracująca w gastronomii, założyła swoje własne knajpki. Nikt nie liczył się z sukcesem, jednak bieg wydarzeń zaskoczył wszystkich.
Po zamknięciu Stadionu wyszło jednak szydło z worka. Warszawiacy kochają kuchnię wietnamską, a ich tradycyjna zupa Pho to absolutny hit, o którym się już mówi jako przysmak Warszawy. Wszystkie te bary, pomogli wylansować celebryci, którzy często pojawiali się w lokalach i odtąd zaczęła się nie kończąca się ekspansja.
Ja dotarłam do baru na Pl. Konstytucji. Plakat z Pho wisi tam nad samym wejściem i zachęca przechodniów z odległości dobrego kilometra. Zjawiłyśmy się w typowej porze obiadowej i przyznam się szczerze, że był problem ze stolikiem! Przez otwartą kuchnię szło zauważyć miotających się azjatów w morzu zamówień. Sami skośnoocy gotujących dla nas tradycyjne, orientalne posiłki. Przyjemny widok.
Zamówiłam zupę Pho z kurą, siostra z wołowiną, a na drugie małą porcję tofu w pięciu smakach. Dorota sajgonki z krabów i krewetek. Zapłaciłyśmy około 20 zł na głowę, więc jak za takie porcje (jak się zaraz okazało) to naprawdę symboliczna suma.
Gdy kucharz (!) przyniósł nasze zamówienie lekko się zmartwiłam… Gdzie ja to wszystko pomieszczę. Porcje przeogromne. Zupa bez dna, a mała porcja tofu, to chyba przez przypadek była duża.. W efekcie wszystkiego nie zjadłam, ale siostra mi pomogła i zostawiłyśmy tylko łyk mojej zupy.
Zupa Pho to esencjonalny bulion z dodatkiem mięsa, kolendry, szczypiorku, imbiru i płaskiego makaronu ryżowego, od którego została zaczerpnięta nazwa zupy. Do doprawienia marynowany czosnek, kiełki i jalapeno w paście paprykowej. Po doprawieniu zupa pieści podniebienie, a smak uzależnia. Za 13 zł,, to ja już wykombinuję tak, abym wracała do domu przez Plac Konstytucji ;].
Tofu w pięciu smakach to solidna porcja ryżu, tofu i warzyw. Harmonia smaków i aromatów. Sajgonki krewetkowo – krabowe, nigdy wcześniej nie jadłam, ale zostały idealnie doprawione. Polecam wszystkim głowiącym się nad pokaźnym menu. Do tego węgorz (!) w karcie. Szybko tam wrócę.
Zachęcam was do przełamania się i zjedzenia w może niezbyt eleganckim wietnamskim barze, bez wieżyczki na kwadratowym białym talerzu, ale dla tych smaków i prawdziwej Azji w środku miasta naprawdę warto.
Moja Droga bardzo proszę o dokładne wskazówki gdzie na Pl. Konstytucji można zjeść takie dania!!!
OdpowiedzUsuńNa przeciwko restauracji "U Szwejka" Z całego serca polecam!!
OdpowiedzUsuńCiekawy opis (przeczytałam z zaintresowaniem) i blog (przejrzałam kilka notek), natomiast natrętne tło bloga strasznie męczy wzrok, rozprasza i odciąga od tego, co najistotniejsze, czyli treści i zdjęć. Mam nadzieję, że aktualne tło szybko Ci się znudzi i gdy zajrzę tu ponownie, nie zmęczy moich oczu.
OdpowiedzUsuńnie ukrywam, ze lubie kolory. Spedzam duzo czasu na blogu, poprawiajac, piszac itp. i nie zauwazylam, aby tlo bylo wyjatkowo razace, ale nie ukrywam ze rzuca sie w oczy. Inne osoby tez nie nakreslaly mi tego problemu. Oczywiscie przewiduje modernizacje bloga, ale na razie jest to dosc mgliste. tak czy siak zapraszam ponownie.:)
OdpowiedzUsuńSzana
Wietnamczycy przenieśli się na drugą stronę. Mnóstwo ich w okolicach Janek, Nadarzyna itp miejscowości.
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam tej zupy. Sama na razie nie biorę się za nią, bo przyrządzona przez fachowca, tj rodowitego Wietmnamczyka to pewnie inna bajka :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic, jak poszukać dobrej wietnamskiej knajpy.
Pozdrawiam!
Ja też nigdy nie jadłam tej zupy.
OdpowiedzUsuńUczta godna pozazdroszczenia:)
ja jeszcze nie jadlam tej zupy ale wyobrazam sobie jaka ona jest pyszna bo czytalam raz w gazecie u lekarza uuu jak ja zalowalam ze to nie moja ta gazeta. A co do Warszawy mam troche za daleko i mysle ze sproboje sama taka zupke przyzadzic :) pozdro
OdpowiedzUsuńTylko, że bar na pl. Konstytucji to chyba nie jeden z tych co były na stadionie. A na stadionie była najlepsza zupa pho. A ta najbardziej popularna knajpka na stadionie jest teraz na ulicy Chmielnej. Nazywa się Toan Pho. Polecam tam zajrzeć.
OdpowiedzUsuńshinju, nie twierdze, ze on zostal przeniesiony ze stadionu, bo on tam byl bardzo dlugo, ale fakt ze serwuja tam Pho jest faktem ;)
OdpowiedzUsuńSpoko. W każdym razie polecam również Toan Pho. W najbliższym czasie zamierzam się dowiedzieć gdzie przeniosły się inne knajpki.
OdpowiedzUsuńO Toan Pho slyszalam, napewno tez sie wybiore w celu weryfikacji ;)
OdpowiedzUsuńJadam zupę Pho na Chmielnej.Jest doskonała!
OdpowiedzUsuńWłaśnie właśnie, ponoć barek na Chmielnej jest doskonały! (tu masz recenzję Hani-Kasi: http://hania-kasia.blogspot.com/2009/11/toan-pho-nowy-barek-wietnamski-przy.html)
OdpowiedzUsuńKoło barku na Pl. Konstytucji nieraz przechodziłam i zawsze mnie zastanawiał, teraz wiem, że dłużej zastanawiać się nie będę, tylko udam się tam, co sił w nogach! Brzmi pysznie!
Będąc w Warszawie skorzystam z twojego zaproszenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Oj dzieje sie, dzieje historia polsko wietnamska w Warszawie na naszych oczach! :) Ja kiedys zaryzykowalem b dawno temu, "przelamalem sie" jak mowisz i w kazdym daniu, niezaleznie czy to miala byc ryba czy mieso, starer czy glowne - glownym skladnikiem byla kapusta pekinska. Odzalowalismy te pare groszy, podziekowalismy i wyszlismy. Ale wtedy na pewno malo co mozna bylo w Polsce kupic - na pewno nie kolendre swieza np. A kapusta pekinska to byl szal wiec pewnie dlatego tak kiepsko trafilem. Trzeba by zrobic drugie odejscie...
OdpowiedzUsuńZjadłabym chętnie, ale do Warszawy tak daleko...
OdpowiedzUsuńkocham was
OdpowiedzUsuń