czwartek, 27 października 2011

Surówka z marchwi z dodatkiem TOFU, mango i sezamu. Czyli dużo, dużo WEGE.

Nie wiem i być może się mylę, ( wyprowadźcie mnie z błędu jeśli tak ) że jeśli ktoś jest weganinem to tofu wcina sobie chętnie jak pozostali polędwicę wołową. Wybaczcie za to hardcorowe porównanie, jednak z miłą chęcią chapsnęłabym sobie coś porządnie białkowego...  >:}



Wracając jednak do moich wegetariańskich myśli, bo wegańskimi to ich nie nazywam ( choć pewnie powinnam. ) Po moich mięsno-mięsnych hamburgerach ( jednak daleko im było do wymarzonego steku! :/) zapragnęłam czegoś zdrowego i określanego mianem 'wege'.

Ogółem strasznie tej jesieni łapią mnie jakieś dziwne ataki zjedzenia czegoś, co mój mózg nazywa "właściwym, zdrowym czy jak to można by było nazwać - ekologicznym?".
Tofu chyba się nadaje, więc nic innego mi nie pozostało jak przygotowanie zdrowej surówko-przekąski i wzięcia się za książki. :) I dodatkowo jakiś vibovit komplex ( czy jak to tam się pisze.. :)), bo awitaminoza mimo sporej ilości marchwi nie minęła i coś mi się wydaje, że łatwo nie odpuści. ;)



Surówko - przekąska z marchwi
z dodatkiem tofu, mango i sezamu

- 4 średnie marchewki
- 1 op. mango z puszki bądź 1 szt. świeżego
- szczypiorek
- 1 op. tofu

- miód 3 łyżki
-sezam uprażony 1 łyżka
- olej sezamowy 1 łyżka
- woda z kwiatu pomarańczy 1 łyżka
- sok z pomarańczy 2 łyżki
- sok z cytryny 1 łyżka

Marchew myjemy, obieramy i ścieramy na tarce o dużych oczkach. Następnie tofu i mango kroimy w kosteczkę i dodajemy do marchewki. Dokładnie mieszamy.

Wszystkie składniki sosu wlewamy do słoiczka, mocno zakręcamy i energicznie potrząsamy, aby połączyły się jednolicie. Sos wylewamy na surówkę i rękoma mieszamy.

Przed podaniem posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i szczypiorkiem :).

PS: Przepraszam za jakość i ilość zdjęć przepisu. Jakoś nie miałam weny twórczej, a ręce trzęsły mi się jak paralitykowi :P Mam nadzieję, że całokształt jednak nie jest zły, no i że mimo wszystko jesteście w stanie się przekonać. :)


wtorek, 25 października 2011

Domowy hamburger z serem pleśniowym i awokado, czyli moja krucjata przeciwko "fast food'om"!

Od kiedy określiłam już dokładnie temat mojej pracy licencjackiej moje życie jeszcze bardziej kręci się wokół tłuszczu i wołowiny. Mianowicie postanowiłam, że jako studentka gastronomii;(a jednocześnie przeciwniczka wszystkiego, co niesmaczne i oczywiście niezdrowe); wybrałam temat dotyczący śmieciowej żywności.


Piszę o wpływie posiłków typu fast food na skład i masę ciała. Jednym słowem o otyłości i zdrowotnych skutkach świństwa, które pożeramy.

Mega się wkręciłam i najchętniej czytałabym opasłą księgę „otyłość” na przemian z normami żywieniowymi. Jednak od czasu do czasu muszę się wynurzyć, chociażby po herbatkę czy przekąskę, bo przecież wiadomo jak nauka zaostrza apetyt!.

Czytanie o jedzeniu nie jest łatwe, a zwłaszcza o mięsku. Na domowego hamburgera od dawna miałam ochotę. A teraz to już tym bardziej!.

Zawsze kiedy robiłam zdrową wersję fast food’a stawiałam na tortillę. Miło to było zmienić, bo efekt był ogromnie satysfakcjonujący dla mnie i całej mojej grande familie.

Przepis zaczerpnęłam z książki Gordona Ramsay’a „Kuchnie świata” jednak musiałam pozmieniać trochę składniki. Nie miałam musztardy angielskiej, a przecież rosyjska też jest fajna, prawda? Prawda >:}.

Zastanawiałam się tylko dlaczego ja mam taki duży sentyment do tego człowieka i jego przepisów, które notabene w 75 % są skopane i zawsze coś idzie nie tak? ( choć bardziej stawiałabym na problemy z tłumaczeniem ;/ ).


Hamburger tym razem wyszedł idealny, bez żadnych potknięć po drodze. Polecam, bo przepis jest naprawdę wyjątkowy ! A i odpowiadam na problem poruszony powyżej, bo nie było to pytanie retoryczne ;) ! W moim wypadku to chyba jest tak, że z tym Ramsay’em to jest jak w tym przysłowiu / porzekadle ( czy jak tam chcecie sobie to nazwać ), że zakazane bardziej kusi. Może Gordon nie jest mi zakazany, ale przez czysty rozsądek powinnam się wstrzymać, bo jest wysokie prawdopodobieństwo porażki. Jednak ja usilnie poszukuję jego idealnego przepisu, w którym się zakocham po uszy.. A zresztą bez ryzyka nie ma zabawy, więc ryzykujcie i róbcie swojego MacBurgera z Pleśniakiem w domu !

Domowy hamburger z serem pleśniowym i magiczną wkładką :)
(na 6 -7 hamburgerów)

- 500 gram mielonej wołowiny
- 200 gram sera typu 'lazur'
- 1 op szczypiorku
- 2 czerwone cebule
- 1 awokado
- łyżka dowolnej musztardy
- sos coś w stylu Hot Luizjana czy Tabasco
- sos Worcestershire
- sałata
-pomidor
- bułki
- sól, pieprz, oliwa



W miseczce dokładnie mieszamy : mięso, 100 gram sera pleśniowego, pokroioną w kosteczkę 1 cebulę, drobno skrojony szczypior, musztardę, sól i pieprz ( do smaku ) oraz parę kropel sosu Tabasco i Worcestershire.

Wyrobioną masę wpierw sprawdzam. Fromuję maleńki kotlecik i smażę z obydwu stron. Próbujemy. Jeśli nie wymaga dosmaczenia, bierzemy się za resztę.

Na mocno rozgrzanej patelni girllowej wysmarowanej lekko ściereczką / ręcznikiem z tłuszczem, smażymy mięso z obydwu stron, aż do zrumienienia.

W międzyczasie przygotowujemy bułkę. Skrapiamy dół sosem Tabasco, przykrywamy liśmi sałaty, następnie pomidor ( 1 plasterek ), cebula w talarkach ( w dowolnych ilościach), wiórki sera pleśniowego i plasterki awokado.

Na tak przygotowanej bułce kładziemy kotleta i bierzemy się za ucztę w iście amerykańskim stylu ! :)


poniedziałek, 24 października 2011

Coco-Lemon bars, czyli cytrynowo-kokosowa KWADRATOWA tarta ;)

Cześć!
Przepis na te słodkie batono-ciastka (?) znalazłam na blogu 'add and mix' jakiś czas temu. Urzekły mnie zamieszczone tam, cudowne, romantyczne i bardzo nastrojowe zdjęcia. I do tego propozycja czegoś szybkiego o smakach pożądanych przeze mnie. 



Ostatnio uległy zmianie moje godziny pracy, które umożliwiały mi eksperymentowanie w kuchni. Wtedy przypomniałam sobie ten przepis. Wykonałam go zgodnie z oryginałem, ale zamieszczę przepis ze zmianami, bo zauważyłam pewne niuanse, których nie mogłam od tak zostawić.



Największą niespodzianką okazało się, że stworzyłam kwadratową tartę. Ale to nic! Wyjątkową radość sprawiło mi niedokładne wyklejenie spodu, bez boków, bez obaw że opadnie. Teraz częściej będę robiła czworokątne kruche ciasta ;)!

Lemon Bars na kokosowym spodzie
 
ciasto:
- 180g mąki
- 50g wiórek kokosowych
- 100g masła pokrojonego w kostkę
- 50g cukru pudru
- skórka z jednej cytryny
- 3 łyżki zimnej wody (lub więcej)
- 1 żółtko ugotowane na twardo i przetarte przez sito

2 płaskie łyżki mąki ziemniaczanej
1 płaska łyżka mąki kukurydzianej
300 ml zimnej wody
sok i skórka z 2 cytryn
80-100g cukru
2 małe jajka lub 1 bardzo duże



Ze wszystkich składników na spód zagniatamy ciasto. Formę (u mnie 26x24cm) wykładamy papierem do pieczenia i wylepiamy ciastem dno  i pieczemy ok.15-20 minut w temp.180'C. W tym czasie przygotować nadzienie:

W małej miseczce mieszamy dokładnie obie mąki z odrobiną wody. Kiedy masa będzie już gładka mieszamy w rondelku z resztą wody i składników. Gotujemy na małym ogniu i plus jeszcze 2 minuty po zagotowaniu, cały czas mieszając, najlepiej trzepaczką. 
 
Przelewamy masę na podpieczony spód, równamy powierzchnię i pieczemy, tym razem w temp. 160'C, ok. 15 minut. Masa powinna być ścięta. Posypać cukrem pudrem i wiórkami.
 
 

wtorek, 18 października 2011

CZEKOLADOWE BLINY czyli kącik choco - konesera

Hej :)
Witam po weekendzie. Przyznam, że nie ma to jak rozpocząć poniedziałek czymś megaczekoladowym. Już w niedzielę wieczorem myślałam o tym, co zrobić na śniadanie. Przede wszystkim musiało to by być : szybkie w wykonaniu, słodkie i z rodziny naleśnikowato-racuchowej.

Tak więc z otchłani wygrzebałam przepis na czekoladowe bliny. Spełniały wszystkie warunki + jeden dodatkowy. Nasyciły mój pusty brzuszek i zapotrzebowanie na cukier całotygodniowe. Nie martwcie się jednak, że w związku z tym, że tym jednym śniadaniem przekroczyłam tygodniową dawkę cukru, to nie ujrzycie już u mnie nic słodkiego. Co to, to nie :). Nie z moimi możliwościami :P. Powodzenia!



Czekoladowe bliny śniadaniowe / deserowe ;)

- 150 gram czekolady gorzkiej drobno posiekanej
- 2 jajka
- 100 ml mleka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 150 gram mąki
- 1 łyżka kakao
- 1 białko
- szczypta soli
- 30 gram cukru


Why so serious??

Jajka, mleko, proszek, mąkę i kakao razem łączymy w misce i dokładnie mieszamy trzepaczką. Białko ubijamy na sztywno z odrobiną soli. Następnie dodajemy do niej powoli cukier i dokładnie mieszamy. {p tym dodajemy czekoladę do masy jajecznej i na sam koniec łączymy ją z białkami.

Całość smażymy na maśle do zrumienienia. Jemy z cukrem pudrem.
:)


piątek, 14 października 2011

Tarta śliwkowa z nutą cynamonu i migdałów na czekoladzie i powidłach

Hej!
Czasami się tak zdarza w tym zabawnym świecie, iż niezaplanowane przepisy wchodzą nam w drogę. Tak jak wczoraj. Miały być bliny czekoladowe. Zaplanowałam je już wcześniej, ale wypadek w pracy, a dokładnie upuszczenie ciasta na podłogę 0_o, spowodowało, iż na szybkości musiałam upiec na dziś tartę. Śliwkową. Raczej sama bym się nie pokusiła na taki wybór, ale nie ma co żałować, gdyż tarta wyszła boska !


A bliny przesuną się na po weekendzie ;) Znów na sobotę i niedzielę znikam, gdyż czeka na mnie mroczne WSHIG..

Podpatrzyłam fajny motyw do tej tarty, a mianowicie wymieszanie powideł/dżemu etc. z czekoladą. Wychodzi fajna warstewka izolacyjna, ale najbardziej cieszy mnie to, że można kombinować z miksowaniem na różne sposoby. Marzy mi się biała czekolada z musem truskawkowym. Taka fajna różowa tarta. Girly.. :) Ale to w przyszłości. Teraz skupmy się na śliwkach, czyli na sezonie. Szczerze polecam, korzystajcie póki czas!



Tarta śliwkowa z nutą cynamonu i migdałów
na czekoladzie i powidłach

przepis na kruche ciasto znajdziesz TU!

- około 6 śliwek
- 3 jajka
- 100 gram cukru pudru
- 50 gram mączki migdałowej
- 50 gram masła

- 60 gram czekolady
150 gram powideł śliwkowych
- łyżka kakao  



 
Ciastem wykładamy naszą formę do tarty (śr. 26 cm). Nakłuwamy widelcem, przykrywamy papierem do pieczenia i wysypujemy fasolę dla obciążenia. Pieczemy w 175 stopniach, przez około najpierw 10 min, aby ścięły nam się boki. Wyciągamy fasolę i pieczemy dalej nasz spód, aż do zrumienienia. 

W międzyczasie rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej, a gdy wystygnie łączymy ją z konfiturą i kakao. Odstawiamy na bok.

Jajka ubijamy z cukrem pudrem i mączką migdałową ( czyli nic innego niż zmiksowanie migdały blenderem ), na gładką masę. Masło rozpuszczamy i studzimy. Następnie dodajemy do naszej masy jajecznej, powolutku wlewając oraz cały czas miksując.
Spód smarujemy konfiturą z czekoladą na niej układamy pokrojone śliwki i zalewamy masą jajeczną. Na sam koniec posypujemy wszystko cynamonem, choć ja polecam bardziej cukier cynamonowy, który zrobi idealną chrupką warstewkę >:}.

Wsadzamy z powrotem do pieca i pieczemy około 40 min w 175 stopniach. 

Ostrzegam: PYSZNA i UZALEŻNIAJĄCA !

środa, 12 października 2011

Dyniowe przepisy na paździenik na gastronomyGO!

Witam wszystkich!

Na wstępie przepraszam za "zniknięcie", jednakże szkoła i praca pochłonęły mnie do końca. Dopiero dzisiaj mam czas na organizację gastronomyGO! ;)



Do tych, którzy byli na bieżąco ( dla podsumowania ) i dla tych którzy nie wiedzą, o co kaman, przedstawiam moją jesienną propozycję na menu październikowe w waszych kuchniach. Króluje zatem dynia. Trochę z nią przygód miałam, ale warto było. W efekcie powstało mnóstwo fajnych dań, dla których przepisy prezentuje poniżej.

Zatem dla ułatwienia wszystko zamieszczam razem, a jeśli zapragniecie kiedyś podlookać - na pasku z boku znajdziecie dział "dynia". Mam nadzieję, że pomoże wam to w poruszaniu się po moim blogu.

A teraz zapraszam po dyniowe przepisy i pomarańczowo-jesienne przypomnienie ;)


No i chciałabym w tak dyniowatej chwili prosić was o głosy na mój dyniowaty przepis :D, który walczy w konkursie promując mojego bloga. Dla głosujących czekają nagrody, więc warto ! Dziękuję za każdy oddany głos - Szana Banana :)





PS: Już niedługo wracam z nowymi przepisami ! :D Będzie słodko i mega czekoladowo >:}. 

piątek, 7 października 2011

Finito ! Ostatni przepis z dyniowej wkladki - tartaletki z dynią :)

No i w końcu!
W końcu zużyłam dynię do końca. Po cały tygodniu zjadania jej w wszelakich formach i postaciach, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dyniowy głód zapełniłam na rok. Do kolejnego sezonu.

Na pewno podsumuję wszystkie dyniowe przepisy, aby było wam i mi łatwiej. Podsumowanie w weekend.

A teraz zaprezentuję już ostanie danie, które stworzyłam z pomarańczowym "potworem" >:}. Wymyśliłam je w ogóle z kosmosu. W planach miał być sernik, jednak okazało się że czasowo się nie wyrobię ( nie wspominając już o finansach ). Postanowiłam więc trochę pokombinować.

Ciasto kruche zawsze mrozi się u mnie w zamrażalniku i czeka na mój "tartowy głód" (  muszę mieć je na zapas, inaczej jestem niespokojna ). Dynia czekała na mnie grzecznie w lodówce. Niedawno kupiłam słoiczek miodu, a cukier w każdym domu zawsze jest. Najprościej, najszybciej i najtaniej było zrobić tartaletki.

Szczerze się ucieszyłam, bo dawno nie robiłam babeczek. Jestem raczej tradycjonalistką i od razu lubię upiec wielką, kruchą tartę. Jednakże ciasta były to jakieś niewykorzystane skrawki, które nie starczyłyby mi całość.


 
Tak oto zmuszona byłam wykonać tartaletki, ale jak już wspomniałam - to dobrze, gdyż rzadko je robię. Z wypełnieniem trochę pokombinowałam i dość fajnie wyszło. Poczytajcie i zróbcie!

Ekonomiczne tartaletki z dynią

- około 250 gram dyni
- 5 łyżek miodu
- 100 gram cukru
- 2 lub 3 łyżki dżemu pomarańczowego/brzoskwiniowego itp.

- kruche ciasto



 
Ciastem wykladamy formy do babeczek, nakłuwamy widelcem, wykładamy papierem i obciążamy fasolą. Pieczemy w 180 stopniach. Wpierw około 10 min. do ścięcia się boków. Wtedy wyjmujemy już fasolę i zostawiamy babeczki ponownie w piecu do upieczenia się na złoto-brązowy kolor.

W międzyczasie miód i cukier łaczymy razem na ogniu. Gdy się ładnie połączą dodajemy dżem i pokrojoną w drobną kostkę dyni. Wszystko razem gotujemy do miękkości warzywa oraz kiedy konsystencja będzie gęsta i nielejąca się. Zdejmujemy z ognia i odstawiamy do wystudzenia.

Gdy nasz wklad będzie już chlodny, napełniamy nim babeczki i czekamy do całkowitego wystudzenia i ścięcia się masy. Wszystko :)


czwartek, 6 października 2011

Economy Gastronomy - fettuccine z dynią w serowo - śmietanowym sosie

Ciąg dalszy moich zmagań z tym nieokiełznanym przeze mnie warzywem. o_0 !



Fettuccine z dynią w sosie śmietanowo - serowym

- 1 op. makaronu fettuccine
-  100- 150 gram dyni pokrojonej w drobną kostkę
- śmietana 18%
- ser pleśniowy typu lazur
- sól, pieprz, świeża gałka
- orzech włoski / garstka 


Makaron gotujemy al dente. Na oliwie przesmażamy dynię drobniutko pokrojoną w kostkę. Następnie dodajemy śmietanę i czekamy, aż w połowie nam odparuje. Teraz kolej na odrobinę sera pleśniowego. Wrzucamy kawałek. Oczywiście kawałek kawałkowi nie równy, ale naprawdę proszę zrobić to umiarkowanie, ale pamiętając o swoich upodobaniach kulinarnych.



Odparować śmietanę teraz do konsystencji gęstego sosu, cały czas mieszając, aby ser nam się dokładnie rozpuścił. W trakcie odparowywania wrzucamy makaron i dokładnie łączymy obydwa składniki naszego dania. Solimy, pieprzymy i dodajemy świeżo zmieloną gałkę. Posypujemy na koniec orzechami drobno posiekanymi.
 
 

środa, 5 października 2011

Blog Forum Gdańsk 2011 - Jestem uczestnikiem ! ;)


No i stało się. Jestem uczestnikiem tegorocznego Blog Forum Gdańsk 2011. Już 15-stego i 16-stego będę członkiem dwudniowego zlotu blogerów z całej Polski. Szkolenia, wykłady, nowe znajomości. Nie mogę się doczekać! Ktoś z was również będzie?

Do zobaczenia!,
Szana Banana :)

wtorek, 4 października 2011

Economy Gastronomy no. 1519 - czyli ciasto z DYNI kardamonowo-cynamonowe

Mogę śmiało to napisać. Moja dynia potrafi się mnożyć w nieskończoność! Myślałam, że moja walka się dziś skończy, bo wydawało mi się, że do ciasta wpakuje jej tyle, że ewentualnie zostaną jakieś tylko dyniowe niedobitki. Jednakże nie. Wciąż mnie straszy swoją intensywną pomarańczą kiedy otwieram lodówkę. Rany! Jutro kolejna runda. Jako broń chwycę fettuccine :). Trzymajcie kciuki.


Najprostsze ciasto z dynią

- 2 szklanki startej na grubych oczkach dyni
- 3 duże jajka
- szklanka cukru
- szklanka oleju
- 3 szklanki mąki
- 1/2 szklanki mleka
- łyżeczka sody
- 3 łyżeczki cynamonu
- 2 łyżeczki kardamonu


Jajka ucieramy z cukrem do "białości" Następnie dodajemy szklankę oleju, mąkę i przyprawy i całość miksujemy. Gdy ciasto jest za gęste dodajemy mleko.

Następnie mieszamy ciasto dokładnie z dynią. Dużą blachę smarujemy masłem i posypujemy bułką tartą. Wylewamy ciasto i pieczemy w 175 stopniach przez około 40-50 min.

Bardzo smaczne i mega aromatyczne. Polecam dla osób, które chcą się przekonać do dyni. Takimi małymi kroczkami można osiągnąć sukces, gdyż w tym przepisie dynia jest dodatkiem i proszę się jej nie bać. Smakuje świetnie!


poniedziałek, 3 października 2011

Economy gastronomy - placuszki z dyni

Kombinuję już na wszystkie sposoby, jak tu zużyć do końca moją dynię, zanim padnie na nią cień zgnilizny.. :/. Dzisiejsze menu było zabawne. Na pierwsze: zupa krem z dyni, o której mogliście poczytać w niedziele ( tak naprodukowałam jej ilości niesamowite ), a na drugie wymyśliłam placuszki. Ubóstwiam z cukinii, więc stwierdziłam, że dyniowe będą równie spoko. No i się nie pomyliłam. Poza faktem, że dynia już niedługo będzie wychodzić mi uszami. 



Do kompletu brakowało tylko na deser ciasta z dyni, które notabene zamierzam dzisiaj robić! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jej wcale nie ubywa. Ona ciągle jest i jest. Chyba w desperacji będę jadła kanapki z dynią. No dobra, może nie. Ale jestem przygnębiona jej ilością. Może ktoś mi sprzeda jakiś oryginalny przepis? Pomocy! A międzyczasie obczajcie przepis, no i oczywiście zachęcam do wykonania. Pyszności!

Placuszki z dyni

300 gram dyni
- 3 duże jajka
- 8 łyżek mąki
- opakowanie 200 gram fety
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- sól i pieprz



Naszą dyńkę ścieramy na tarce o dużych oczkach.  Wbijamy jajka i dodajemy mąkę z proszkiem. Dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy fetę i rozgniatamy, łącząc z resztą masy. Doprawiamy do smaku.

Smażymy na patelni na oleju, aż będą złociste. Odsączyć na ręczniku z tłuszczu. Polecam podawać ze zwykłym naturalnym jogurtem i posypywać natką.

niedziela, 2 października 2011

Economy Gastronomy, czyli krem z dyni i gruszki ;)

Cześć!
Mój 6 kg nabytek, o którym pisałam wczoraj, niemiłosiernie zmienił moje plany. Nie przewidziałam, że aż tyle miąższu mi z tego wyjdzie, a co najgorsze - zostanie. W takim razie w moim domu specjalna wkładka jesienno-dyniowa :). U mnie się nic nie marnuje, więc dynię będziemy jeść..., aż zjemy. A do tego z czystym sumieniem będę mogła powiedzieć, że żywiłam się jesienią "sezonowo". :)


Planowanie dyniowego menu skłoniło mnie do myślenia (!). Przecież w  zasadzie nic o dyni nie wiem. Chciałam uzupełnić te braki, więc wyciągnęłam moją encyklopedię kulinarną (Kuchnia. Produkty, z czterech stron świata.). I mianowicie, co się dowiedziałam:

DYNIA:
  • Do jej rodziny należą melony i ogórki.
  • Ogółem dzieli się na pięć gatunków.
  • Pod względem kulinarnym najważniejsze są dwa gatunki:
  • -  dynia piżmowa
  • -  dynia zwyczajna
  • Podział dla konsumentów:
  • - dynia letnia  (mniejsze, jasny miąższ, cienka łupina, której nie trzeba obierać)
  • - dynia zimowa (twardsza łupina, wymagają obierania)
  • Uprawiana w USA, Chinach, Japonii i Europie.
  • Nie je się jej na surowo ( szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej :P

A tymczasem zapraszam na zupkę - krem z dyni i gruszek. Sezonowo i smacznie. Będę chyba wałkować ją w kółko ze względu na szybkie przygotowanie i możliwość niechlujnego pokrojenia warzyw. Brawa na stojąco!


Zupa krem z dyni i gruszek

- 700 gram dyni
- 2 cebule
- 20 gram natki pietruszki
- 150 gram marchewki
- 4 łodygi selera naciowego
- 4 gruszki
- 120 gram pora
- masło
- sól, pieprz, tymianek, gałka

Wszystkie warzywa kroimy jak nam się podoba. Nie za drobno, ale nie za grubo, aby ich podgotowanie nie trwało wieki. W kosteczke, plasterki, talarki. Zupełnie jak chcecie. Radzę pokroić drobniej tylko selera, gdyż jego nitki mogą się później nieprzyjemnie ciągnąć...



Wrzucamy to do garnka, w którym już rozpuściliśmy masło. Lekko całość podsmażamy. Dodajemy wody, aby warzywa były zalane, ale żeby nie pływały. Następnie gotujemy pod przykryciem około 20 min. Sprawdzamy miękkość. Gdy widelec będzie lekko wchodził w każdy kawałeczek, całość miksujemy na krem. Dodajemy sól, pieprz, tymianek i gałkę do smaku.

Posypujemy pestkami dyni, które nadadzą zupie wyjątkową chrupkość :)

Pozdrawiam !
PS: Zachęcam do korzystania z sezonu. Kupcie dynię! :)


sobota, 1 października 2011

Jesienny deser na powitanie października, czyli mus z dyni

No i minął wrzesień! 
Pragnę tylko na wstępie zauważyć, że chyba żaden miesiąc w tym roku nie zleciał mi tak szybko jak właśnie ten. 

W październiku już nie bawię się w koszty i liczenie ( jednak nie oznacza to rozpusty >:} ! ), ponieważ zauważyłam, że spokojnie mieszczę się w limicie przeze mnie narzuconym. 

Było fajnie, bo lubię określać sobie cele do wykonania, ale jeszcze większą mam frajdę, kiedy uda mi się je wykonać. 

Danie z dyni było teraz moim nowym celem. A wykonanie go dało mi podwójną satysfakcję. A może nawet potrójną ;).


Po pierwsze: dodam przepis na bloga, po drugie: wykonam danie związane z październikowym zadaniem w konkursie na kulinarnego bloga roku, po trzecie: zrobię coś z dyni, na którą sezon się skończy nim się obejrzę.

Ogółem strasznie dużo jej zostało. Na deser zużyłam może 1/12 całości, dlatego jestem zmuszona teraz wykorzystać ją do końca (, bo przecież u mnie nic się nie marnuje ;)!). Na pewno jutro serwuję zupę krem z dyni i gruszki ( i być może też z nutą pistacji, jednakże nie obiecuję, iż na bank dorzucę tam orzechy). No a reszta na dynię w occie pójdzie.

A teraz tak z innej mańki... Marzy mi tarta poczwórnie czekoladowa. Spód, masa czekoladowa z kawałkami czekolady i polewa czekoladowa. Niestety pomysł nie został przyjęty pozytywnie w domu. U mnie wszyscy cierpią na niestrawność żołądka.. To może chociaż potrójnie? ^_^. Niedługo będzie mega słodko. Szykujcie się na coś choco-mocnego i cupcakes, które planuję od dawna!

A na razie zachęcam was do deseru z dyni. Naturalnie słodkiego, bez cukru i bardzo na czasie. Najbardziej fajne w nim jest to, że każdy smak jest wyczuwalny z osobna. Nie zagłuszają się nawzajem. Do tego lekki. Idealny przed hardcorowymi przepisami, które szykuję >:}. Tak więc, pozdro!



Jesienny mus z dyni

- 450 gram dyni
- 5 łyżek miodu
- 1 łyżeczka cynamonu
- skórka z 2-ch pomarańczy
- 2 łyżki alkoholu (rum najlepiej, ale ja wlałam apricot brandy)
- 250 ml kremówki
- 2 łyżki mascarpone
- skórka kandyzowana z pomarańczy

Do oporządzenia dyni był mi potrzebny, aż mężczyzna. Nabyłam okaz ważący prawie 6 kg! Drogie Panie, poproście jakiegoś rosłego men'a o pomoc :). Potrzebne nam będzie 450 gram miąższu dyni, który gotujemy na parze, aż zmięknie. Następnie blenderujemy na gładką masę.

Gdy już mamy zmiksowaną dynię dodajemy alkohol, miód, skórkę i cynamon. Razem wszystko mieszamy i przekładamy do lodówki. 

Teraz ubijamy śmietanę i dodajemy mascarpone. Dokładnie mieszamy.

Łączymy obydwie masy i schładzamy z 2,5 h - 3 h w lodówce. Gdy przełożymy już do miseczek posypujemy skórką kandyzowaną z pomarańczy.