wtorek, 29 listopada 2011

Deser jogurtowy z białą czekoladą i mango, a do tego wszystkiego małe oszustwo ;)

Oszukać można mamusię i tatusia. Oszukać można również siebie, albo taki jeden film, z przeznaczeniem w tytule. 
Rosjanie mówią, iż "mądrego można oszukać tylko raz". 
Znaczenie słowa 'oszukać' to doprowadzić kogoś do niekorzystnego rozporządzenia jego mieniem przez podanie nieprawdy lub ukrycie nieznanych mu faktów, bądź po prostu KŁAMAĆ.
Można zwodzić, mamić, bajerować, kantować, naciągać, nabierać, robić w balona..



Słyszałam, że życia nie da się oszukać.. I zapomnieli dodać, że swojego zapotrzebowania na cukier również..

Kiedy dopada mnie wilczy głód na słodycze, ale mój rozum mówi wystarczy już słodkiego na dziś, staram się sama siebie zbajerować. Zjeść smacznie, słodko i zdrowo. Myślę, że mi się chyba udało :)

Deser jogurtowy z białą czekoladą i mango

- 1 opakowanie białej czekolady
- 300 gram jogurtu naturalnego w temperaturze pokojowej
- 1 puszka mango bądź 1 świeze
- 4 łyżki cukru

Z 4 łyżek cukru robimy karmel. Wsypujemy do rondelka i rozgrzewamy, aż do uzyskania płynnej masy. Następnie rozsmarowujemy karmel na blasze pokrytej papierem do pieczenia i zostawiamy do wystygnięcia.
Rozpuszczamy w kąpieli wodnej czekoladę, a gdy przestygnie mieszamy ją z jogurtem. 

Mango kroimy w kosteczkę. Układamy na przemian z masą jogurtowo-czekoladową, na sam wierzch układamy skruszony karmel.


piątek, 25 listopada 2011

... Tarta Cytrynowa ...

* 24.XI *


Tarta cytrynowa:

- 25 dag masła
- 13 dag cukru
- 1 jajko
- 45 dag mąki
- 5 jajek dużych
- 200 gram cukru
- 200 g śmietany 36% (gęstej)
- 200 ml soku z cytryny

Przesianą mąkę mieszam z cukrem pudrem , dodaję masło w małych kawałeczkach i rozdrabniam nożem. Kiedy powstanie kaszka, dodaję jajko i wszystko energicznie zagniatam. Ciasto zawijam folią i odkładam do lodówki na 30 min. 
Wykładamy formę o średnicy 30 cm ciastem, nakłuwamy widelcem, przykrywamy papierem do pieczenia i obciążamy fasolą. Pieczemy w 180 stopniach, wpierw do momentu, aż się 'zetną' boki, wtedy wyciągamy, wyjmujemy obciążenie i pieczemy dalej, aż do zbrązowienia boków, przeważnie około 15-20 min.
W międzyczasie przygotowujemy nadzienie. Jajka ucieramy z cukrem, następnie dodajemy śmietanę sok z cytryny i zostawiamy na chwilę, aby odstało swoje. Zdejmujemy łyżką pianę i na wolnym ogniu, cały czas mieszając trzepaczką gotujemy, aż masa nam lekko zgęstnieje. Wtedy przelewamy na upieczony spód, zakrywamy brzegi folią aluminiową, aby nam się nie spaliły i pieczemy w 150 stopniach przez 25-30 min.

Tartę odstawiamy do wystygnięcia i dopiero kroimy. Ja jeszcze w międzyczasie już ostatniego etapu zapiekania wyjęłam tartę na sekundkę i udekorowałam cytryną, która ładnie się upiekła i dodała niesamowitego aromatu całemu ciastu.

***

środa, 23 listopada 2011

Krewtkowe kotleciki ze szczypiorkiem + sos cytrynowo-żurawinowy = PYCHA

Zabawna historia kryje się za tym przepisem. A był to tak..

Pewnego pochmurnego, listopadowego dnia, głodna nowych przepisów Szana, przeszukiwała internet z nadzieją, iż napotka inspirację. Gdy był już coraz gorzej i nic nie zadowalało marudnej blogerki, zdesperowana weszła na jedną z tych stron, co zawierają wszystko, czyli tak naprawdę nic. Był to portal dla kobiet mądrych, nowoczesnych i chcących wycisnąć życie jak cytrynkę. 

Gdy kliknęła na dział dla dwudziestolatek, otworzyła się jej zupełnie nowa witryna, w której był dział 'ze smakiem'.



Zniechęcona już była tak bardzo, że nawet nie miała ochoty tam zaglądać. Prawda była taka, iż odstraszyły ją ponure recenzje produktów spożywczych na stronie głównej. "Licho tu mieszka" - pomyślała, ale gdy nagle w ułamek sekundy impuls przeszedł przez jej ciało, ... odruchowo i bezwarunkowo kliknęła w dział kulinarny.

W dziale słodycze zobaczyła ciasteczka krabowe z sosem limonkowo-żurawinowym. Uznała to za niezłą kuchnię fusion, zapisała skrót i poszła zrobić sobie zieloną herbatę.

Wieczorem robiąc listę zakupów ujrzała, iż przepis zawiera błąd. Ciasteczka miały być z krewetkami. Zadowolona ze swojego spostrzeżenia, następnego dnia udała się na zakupy, a po pracy przystąpiła do przygotowania ciastek.

Wtedy to też przeczytała po raz pierwszy sposób wykonania. Nie był to przepis na żadne ciasteczka, ale smażone kotlety. Jednak zdecydowała się zaryzykować. I mimo, iż w trakcie przygotowań cały przepis przerobiła po swojemu, to wszystko wyszło pysznie, bo przecież bajka musi mieć dobre zakończenie. :)


Kotlety krewetkowe ze szypiorkiem
+
sos cytrynowo-żurawinowy
=
PYCHA

- 250 gram ugotowanych krewetek
- 1 łyżka majonezu
- 2 łyżki musztardy
- cebula pokrojona w kostkę
- 1 jajko roztrzepane
- szczypiorek
- 40 gram bułki tartej
- skórka z jednej cytryny
- sól i pieprz

- 1 duże jajko
- sok z jednej cytryny
- 100 ml oleju
- 3 ząbki czosnku
- sól i pieprz 
- szczypiorek
- 30 g suszonej żurawiny

Cebulkę pokrojoną w kosteczkę wrzucam do miski, dodaję ugotowane i pokrojone na drobniejsze kawałki krewetki, majonez, musztardę, jajko, skórkę z cytryny i całość traktuję blenderem, aż powstanie lekko grudkowata masa, ale trzymająca się w 'kupie'.

Dodaję bułkę, sól i pieprz oraz szczypiorek. Wszystko razem zagniatam i wstawiam na chwilę do lodówki.

Przygotowuję sos: Duże jajko łączę za pomocą trzepaczki z sokiem z cytryny. Dodaję wcześniej zblendowany czosnek i łączę skladniki. Solę i pieprzę do smaku. Na samym końcu dodaję olej, bardzo powoli, jednocześnie mieszając. Wrzucam szczypiorek i żurawinę. Sos gotowy.

Wyjmuję masę z lodówki, formuję kotleciki, lekko z góry spłaszczone. Smażę na rozgrzanym oleju, aż zbrązowieją. Podaję polane sosem. Idealne połączenie - uwierzcie mi :)

PS: Perfekcyjna pomoc kuchni! :) Niestety, część wylądowała na podłodze. :(

wtorek, 22 listopada 2011

Sprytne sztuczki w kuchni, czyli jak zrobić CZEKOLADOWE LIŚCIE ?

Przyznam się bez bicia, że moje umiejętności dekoratorskie są kiepskie. Staram się zagłębiać tajniki tej sztuki, ale pewnie sami wiecie jak to wychodzi.. różnie jednym słowem



Ostatnio w gazecie pokroju glamour, znalazłam ciekawy dodatek do sekcji gotowanie. Mianowicie zawierał on parę tricków. Parę przydatnych, niektórych oczywistych i oczywiście kilka absurdalnych. W tej mieszance wedlowskiej znalazłam fajny i łatwy sposób na przygotowanie czekoladowych liści. W 100 % jadalnych.

Totalnym bezsensem jest kupowanie do tej operacji żywych kwiatów. Wystarczy wygrzebać w zakamarkach poddasza jakieś obrzydliwe imitacje, które w latach 70. były na serio cool. Ja takowe znalazłam wykonałam i wyszły cudownie.

 
Cały sekret tkwi w rozpuszczonej w kąpieli wodnej czekoladzie, którą nakładamy na "wierzchnią" część listka, aby potem łatwiej odchodziło, kiedy będziemy odrywać ciągnąc gałązkę. Pamiętajcie, że warstwa musi być gruba! Inaczej czekolada się połamie ! Powodzenia !

środa, 16 listopada 2011

Sernik truflowy, Nic dodać, nic ująć.

Niedźwiedzie na zimę, zanim zapadną w sen, gromadzą sobie tłuszczyk. Ludzie podobnie. Na zimę gromadzimy zapasy, które pomogą nam przetrwać zapowiadane rosyjskie temperatury. Dlatego postanowiłam przygotować ten sernik. Na pewno nie należy do dietetycznych, ale za to nadrabia smakiem. Znalazłam go na blogu 'Lubię...'. Podaję tu moją wersję z drobnymi zmianami. Enjoy!


Sernik truflowy

- 200 gram herbatników
 - 80 gram masła
- 2 łyżki kakao
- 2 łyżki cukru

- 900 gram sera z wiaderka ( do kupienia w wersji 450 gram )
- 400 gram trufli 
( cukierków, nie grzybów. Piszę zapobiegawczo, bo miałam już takie krępujące pytanie :P)
 - 80 gram cukru
- 4 jajka

- czekolada 1 op.

Herbatniki drobno kruszymy, łączymy z kakao i cukrem i zagniatamy na jednolitą masę z miękkim masłem. Wykładamy dno tortownicy śr. 22 cm. Odstawiamy na bok. ;)


W kąpieli wodnej rozpuszczamy drobno pokrojone cukierki. Masa będzie dość gęsta, wręcz przypominała będzie kit ;p. Gdy lekko ostygnie, dodajemy dwie, trzy łyżki sera i miksujemy, aby całość lekko rozrzedzić. Następnie dodajemy resztę sera i cukier. Dokładnie miksujemy. Nie przerywając dodajemy po jednym jajku. Miksujemy, aż masa będzie jednolita, gładka.

Teraz wylewamy ją na spód i pieczemy sernik wpierw przez 30 min. w temperaturze 160 stopni, następnie 1 h w 130 stopniach. Sernik będzie gotowy do jedzenia, kiedy całkowicie wystygnie i swoje 3-4 h odstoi w lodówce. Nie próbujcie zdejmować obręczy. Grozi katastrofą ! :) Ciasto 'rozbieramy', kiedy swoje już się wychłodziło :)

Przepyszny - ostrzegam !
Już wkrótce kolejny sernik, przepraszam ale jestem na fazie :)


wtorek, 15 listopada 2011

Miejska tortilla, wcale nie z kebabem, Przepis z Amsterdamu! THE URBAN COOKBOOK

Książkę The Urban Cook Book, nabyłam z dobre pół roku temu na pikniku w warszawskiej 'Królikarni'. Polowałam na nią ostrożnie, niczym leśniczy na zwierzynę, jednakże kiedy ją w końcu ujrzałam i była tylko na wyciągnięcie ręki, załączył mi się akt desperacji i w popłochu, na siłę, po ludziach, z portfelem w ręku, nim się obejrzałam byłam już po owocnym polowaniu. 



Nie schizowałabym tak bardzo, gdyby nie było warto. Książka, którą trudno uraczyć na naszym rynku, z ceną 110 ,- ( w ostateczności kupiona za 90,-), w końcu weszła w skład mojej kulinarnej i w połowie jeszcze wyimaginowanej biblioteki ( z racji na braki w kolekcji :/).

Czemu tak bardzo chciałam ją mieć? 

To bardzo nowoczesna książka. Oprowadza nas po największych stolicach świata. Od ulicznego stylu, przez kulturę, odrobinę undergroundu, regionalnych artystów, aż po kuchnię, której daleko do białych obrusów i kwadratowych talerzy. Przepisy funkcjonujące bez jakichkolwiek zasad wpajanych przez Le Cordon Bleu. Dużo alkoholu, tanich i niewyszukanych składników, zlepionych w całość, które zadowolą każdego młodego obywatela świata.



Książka jest co prawda po angielsku i zawiera czasami składniki, które u nas ciężko uraczyć, jednakże kiedy dostałam od Ani z greenplumss.blogspot.com w podarku paczuszkę kuminu, wiedziałam, że to właśnie do niej zajrzę, aby wykorzystać prezencik.

Przepis pochodzi z działu Amsterdam. Kto u nas połączyłby ugotowane ziemniaki z tortillą? Węglowodan z węglowodanem? Czemu nie? Smakuje świetnie. I tego się trzymajmy, bo schematy są po to, aby je łamać.



Przepis z Holandii, 
tortilla z ziemniakami, mięsem mielonym i furą zielonego groszku!

- olej

- 3 laski cynamonu
-  1,5 łyżeczki kardamonu
- 3 goździki
- 2 łyżeczki garam masala
- 1 łyżeczka kurkumy
- 4 łyżeczki kuminu
- łyżeczka kolendry
- 1-2 łyżeczki imbiru
- 2 -3 ząbki czosnku

- 500 gram mięsa mielonego z indyka
- wódka
- 4 ziemniaki, obrane, ugotowane
- 200 gram groszku
- 1 duża cebula, pokrojona
- 1 puszka pomidorów

- tortille
Nie przerażajcie się długością listy. To tylko przyprawy!


 
Mięso osolone i popieprzone przesmaż na patelni z cebulą i czosnkiem. Następnie przełóż je do garnka, zalej pomidorami z puszki i dodaj wszystkie przyprawy i jeden chlust wódki. Duś około 10 min. Następnie dodaj groszek i ugotowane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Zamieszaj, aby składniki się połączyły i duś przez około 2-3 min. Następnie wyjmij cynamon, podgrzej w micro tortille nałóż farsz, zawiń, jedź i działaj dalej!

poniedziałek, 14 listopada 2011

Pianki Marshmallow do kawy :)

Dzisiaj taki luźny post. Taki bardziej przegadany.

Listopad przyszedł, markety i Smyk przypominają już o zbliżających się świętach, a ja, cieszę się jeszcze z plusowych temperatur i braku jesiennej depresji.
 ***





Tak się miło złożyło, że akurat ten weekend zostałam w stolicy, więc w sobotę wyruszyłam na upragniony research po sklepach. Poszukiwałam masy kanapkowej 'marshmallow' o smaku tradycyjnym, jednak uraczyłam tylko malinową i truskawkową. W rekompensacie kupiłam sobie mini pianki, które zamierzam przeznaczyć jako słodzik do kawy.


Podpatrzyłam, że coraz więcej kawiarni ma je wyłożone na swoich 'komodach', których namolnie poszukujemy z jeszcze zaklejonymi powiekami, aby wzbogacić naszą Amerykę (czy tam latte, jak kto woli) o cukier, który idealnie z rana współgra z kofeiną.



Ja osobiście nigdy w kawiarni się na nie nie skusiłam, ale kiedy już zwątpiłam podczas zakupów, że dostanę poszukiwany przeze mnie krem, wtem spadły mi z nieba one. I co zrobiłam? Kupiłam. Bo nie chciałam ryzykować, że zniechęcona wrócę do domu z pustymi rękoma. Trzeba dokarmiać swój dobry humor, tak więc wróciłam podekscytowana, wyłącznie z myślą o małej, mlecznej kawie w nowym, zimowym kubeczku z dodatkiem (jakby tu moja koleżanka pewnie powiedziała) hipsterskich pianek.


Cukrowa otoczka się rozpuszcza, lekko słodząc kawę. Pod koniec, kiedy już nosem dotykasz prawie dna, połykasz małe, lekko rozpuszczone i ciut 'obślizgłe' ( w całkowicie pozytywnym znaczeniu tego słowa ) pianki. Fajny bajer, ale dla mnie o 6 rano jednak nieakceptowalny, gdyż o tej wczesnej porze, chcę jak najszybciej dużo cukru i kofeiny, najlepiej już, w tej chwili! Jednak idealne na damską posiadówkę z sernikiem, który już sam w sobie ma 1100 kcal, kiedy dodatkowe kalorie w kawie, nie mają już dla nas żadnego znaczenia.

Do kupienia w Marks and Spencer. Cena 11,99 zł


czwartek, 10 listopada 2011

Pimp my sandwich part 2. Oryginalne masełka do porannych kanapek.

Dzień Dobry !

Uwielbiam z samego rana ( mam na myśli 6.00 a.m.), zanim jeszcze przejrzę na oczy i dojdę do siebie, wyskoczyć na dół do sklepu po świeże pieczywo. Jeszcze bardziej cieszy mnie ta możliwość, gdy uświadomię sobie, iż to właśnie o tej koszmarnie wczesnej porze mam tak niesamowity wybór w croissantach, bułkach, bagietkach, paluchach itp.

Pieczywko i bułki leżą w box'ach jeszcze nie wypakowane, a ja trochę lunatycznie, trochę po omacku, szperam w poszukiwaniu idealnej strawy na moje dzisiejsze śniadanie.


 
Dobra... koniec tej liryki, poezji, czy jak to tam nazwać powinnam. Fakt jest faktem, że świeże pieczywo kręci mnie na równi z opalenizną w odcieniu Beyonce, colą zero i tartą cytrynową.

Fakt jest również faktem, że moja lodówka była, jest i podejrzewam do jutra do godziny 16-stej będzie pusta. Świeże pieczywo oczywiście samo w sobie jest cool, ale kostka masła, która leżała sobie taka smutna i opuszczona, podsunęła mi dobry pomysł.



 
Masło ziołowe:                                             Masło india:
- 10 dag masła                                              - 10 dag masła
- łyżka soku z cytryny                                   -  łyżka soku z pomarańczy
- 3 łyżki ziół (mix świeżych)                           - łyżeczka imbiru 
- sól, pieprz                                                   - łyżeczka curry
- 1/2 ząbka czosnku                                      - 2 łyżeczki musztardy
przeciśnięta przez praskę                         

W obydwu przypadkach ucieram masło z sokiem. Powinno być one w temperaturze pokojowej. Następnie dodaję odpowiednie składniki i dokładnie ucieram. Smaruję bułkę masłem i zjadam :)



 
Miłego Dnia Życzę !

środa, 9 listopada 2011

Sernik o smaku białej, mlecznej i gorzkiej czekolady

Z tym sernikiem to było tak. Po pierwsze od jakiegoś czasu w pracy patrzę na mega-elegancki sernik z kajmakiem. Zwykły, pieczony. Za każdym razem jak serwuję go gościom, myślę sobię, że niedługo zrobię taki dla siebie, albo nawet o oczko lepszy ( dlatego to 3 x choco ;P).



Po drugie w miniony weekend spotkałam się z dziewczynami z blogów: green plums i obados na obiados. Podczas naszej namiętnej dyskusji weszłyśmy na temat sernika. Dokładnie chodziło nam o fakt czemu jeden opada a drugi nie. Po debacie stwierdziłyśmy, że ubicie białek z cukrem, a nie ucieranie go z żółtkami, spowoduje że masa białkowa będzie sztywniejsza i podtrzyma to całość ciasta. Być może. Nie twierdze, że to nie zadziała, jednak w tym przepisie zupełnie inaczej postępuje się z jajkami, więc nie sprawdziłam. Jednakże fakt jest faktem, że sernik mi nie opadł.

Po trzecie idą święta. Musiałam sprawdzić dobry przepis na sernik.

Po czwarte znalazłam ten przepis na blogu mojepyszności.blox i tak mi się spodobał, że włożyłam linka do folderu " do zrobienia ". Leżał tam chyba z pół roku. Wystarczająco długo.



Co jeszcze, zanim podam przepis z małymi zmianami oczywiście? Bądzcie cierpliwi, nie wyciągajcie go za szbko z formy, długo trzymajcie w lodówce, nim ukroicie pierwszy kawałek. Ja niestety do nadgorliwych ludzisk należe i musiały mnie łapki ponieść nie tam gdzie trzeba. Zdjęłam formę za szybko i niestety uratowałam tylko jeden bok sernika. Ostrrzegam więc;: to ciasto tylko dla wytrwałych.

A. Nie łatwo się robi te trzy warstwy, ale nie od razu Rzym zbudowali. Ja corelem się nie wspomogę. Do dzieła!

3 x czekoladowy sernik

- 200 gram herbatników
- łyżka kakao
- 100 gram masła

- 1 czekolada biała
- 1 czekolada mleczna
- 1 czekolada gorzka
- 1 op. (200 ml) śmietanki 36% sztywnej

- 1 op. ( 200 ml ) śmietany 22%
- 4 jajka
- 3 łyżki mąki ziemniaczanej
- 1 kg sera z wiaderka
- 150 gram cukru
- ekstrakt waniliowy




Najpierw herbatniki gnieciemy na drobne kawałeczki (wałkiem w reklamówce), mieszamy z kakao, a następnie zagniatamy z miękkim masłem i wykładamy dno tortownicy o średnicy 21-23 cm.

Pieczemy spód w temperaturze 180 stopni.

Teraz ser miksujemy z cukrem i mąką ziemniaczaną do gładkiej masy. Cały czas miksujemy i wbijamy kolejno 4 jajka, następnie kwaśną śmietanę i ekstrakt waniliowy. Miksujemy jeszcze, ale krótko do uzyskania gładkiej masy.

Masę serową dzielimy na 3 części. Po około 500 gram każda.

I rozpuszczamy każdą czekoladę w kąpieli wodnej. Do białej dodajemy łyżkę śmietanki, miksujemy, dodajemy do masy serowej i znów miksujemy do połączenia składników.
Tak samo postępujemy z mleczną i gorzką, z tym, że do gorzkiej dodajemy dwie łyżki śmietanki.

Na upieczony spód wlewamy wpierw masę białą, na nią delikatnie mleczną i na końcu gorzką. Nie jest to zadanie łatwe, ale wierzę, że się wam uda zachwać urocze paseczki :)

Pieczemy około 2 h. Pierwsze 15 min. w 180 stopniach, pozostały czas w 160 stopniach. Zostawiamy do całkowitego wystygnięcia, dobrze też po skończeniu pieczenia zostawić sernik jeszcze w nagrzanym piecu przy uchylonych drzwiczkach.
Gdy sernik będzie już zimny wkladamy do lodówki na 4-6 h. Dopiero po upływie tego czasu, możemy ciasto kroić, bez jakichkolwiek strat :)



środa, 2 listopada 2011

Migdałowe ciasto libańskie SFOUF :)

A ja muszę się wam pochwalić :) Moje wyśnione ( dosłownie ! ) ciasto wyszło idealnie. Jednak jest jakaś siła w kosmosie, która jak Dżin pomaga Ci spełniać swoje pragnienia :). Moje zostało wysłuchane, a ja jak magnes przyciągnęłam wspaniały efekt, jakim stało się moje ciasto prosto z Libii - Sfouf.



Nie jesto to ciasto z serii tych wampirów energetycznych, co nam się wydaje czytając przepis, że się nienarobimy. A potem jak się już podejmiemy, to pracy i sprzątania końca nie widać. Uwinęłam się w 15 min, a sprzątanie to kwestia maksimum 10 minut, podczas gdy ciasto piecze się już w pikarniku.

Do wakacji daleko ( kurcze, dopiero przecież, co się skończyły ;/) , tak więcj polecam w tą stronę uderzyć, aby zrelaksować umysł i ciało :). Bo mnie jako gastronautę to nic bardziej nie relaksuje jak smaczny, porządny, ale przede wszystkim udany wypiek. Jestem szalenie wdzięczna za tak dobre ciasto w ten szary i ciężki poniedziałek... :) chillout.




Żółte libańskie ciasto migdałowe

- 450 gram mąki krupczatki
- 150 gram mąki pszennej
- 1 łyżeczka kurkumy
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 400 gram cukru pudru
- 500 ml mleka
- 2 duże jajka
- kostka masła roztopiona
- 2 łyżki wody z kwiatu pomarańczy ( UWAGA: warunek konieczny ! )
- 80 gram płatków migdałowych

Wszystkie suche składniki mieszamy w dużej misce ( obydwie mąki, kurkumę, proszek, ale bez cukru ). W środku zostawiamy dołeczek na część "mokrą" :).

W innej misce wbijamy jajka, dodajemy mleko oraz cukier i przestudzone roztopione masło wraz z wodą z kwiatów pomarańczy. Teraz wszystko ładnie miksujemy na gładką masę.



Następnie bierzemy trzepaczkę i powolutku wlewamy mokre do suchego ułatwiając sobie mieszanie masy właśnie rózgą. Powinna w efekcie być dosyć gęsta, jednak bez większego wysiłku do przemieszania.

Tortownicę średnicy 24-26 cm wykładamy papierem i wylewamy ciasto. Ostatni element to posypać ciasto płatkami migdałów i lekko powciskać w wierzch. Pieczemy około 50 min w 175 stopniach. Aż patyczek będzie suchy.



Wybornie smakuje z miodem i jogurtem naturalnym, gęstym, jeszcze ciepłe !!


Ciasto bierze udział w akcji:
Ciasta Świata