Jakżeby inaczej! Posiadam formy w kształcie serduszek, ale chciałam zrobić, coś bardziej nietypowego w tym roku. Na początku lutego spotkałam się z dużą ilością artykułów na temat trendów w gastronomii na 2011 rok. Kulinarni trendsetterzy są jednomyślni – makaroniki.
To miniaturowe ciasteczka, a raczej bym rzekła bezy, które są jeszcze niezbyt popularne na polskim rynku. Nie wiele cukierni ma je w swojej ofercie. Ja po raz pierwszy spróbowałam ich w Cafe Vincent na Nowym Świecie. Te maleństwa to nic innego jak dwie malutkie bezy przełożone nadzieniem. Ich sukces chyba jednak tkwi w tym, że mogą być one wszelakich smaków i kolorów. Za ich pioniera uważa się francuską Laduree, która słynie z ich wyrobów. W ich cukierniach można dostać wyszukane smaki, w najróżniejszych wariantach kolorystycznych.
Makaroniki wyszły bardzo dobre, jednak dla mnie ciut za delikatne. Te, które próbowałam w Vincencie były bardziej odporne na dotyk (oczywiście bez przesady ;) ) Wykonywałam je z przepisu, który znalazłam TU. To fantastyczny blog, w którym łatwo znaleźć inspirację. Będę dążyła jednak do konsystencji ciut twardszej jak te kawiarniane, dlatego nie kończę mojej przygody z makaronikami tym postem.
Makaroniki (10 szt.):
1 białko (40 gram )
Migdały zmieliłam i dokładnie zblenderowałam dodatkowo z 50 gramami cukru pudru i przesiałam przez sito do miseczki. Białko ubiłam na sztywną pianę. Ważne, aby zacząć od prędkości jak najmniejszej i stopniowo przechodzić do maksymalnej. Gdy piana będzie sztywna należ dodać 15 gram cukru pudru, znów lekko ubić mikserem, a następnie dodać drugą część i znów wymieszać mikserem. Następnie dodałam suche składniki do białka i wymieszałam je łyżką. Nie martwcie się jeżeli macie niewielkie grudki. Ważne jest, aby składniki się dobrze wymieszały. Następnie na blachę przykrytą papierem do pieczenia, wyciskam ze szprycy bezy o średnicy około 2 cm i odstawiam na 30 min, az zrobi się na bezach skorupka. Wtedy wkładamy je na najniższy poziom w piekarniku i suszymy je w 150 stopniach na 15 min. Gdy wystygnął przekładamy je dżemem, białą czekoladą itp. Ja użyłam konfitury z róż, aby było trochę bardziej romantycznie.
Przepis specjalnie wykonany na potrzeby akcji:
Wyglądają obłędnie. Po wczorajszej klapniętej bezie, bez nowego miksera nie podejmę wyzwania.
OdpowiedzUsuńJa na razie boje sie makaronikow, ale kiedys podejme wyzwanie. Poki co, odwiedzam czasem stoisko Pierre'a Herme :)
OdpowiedzUsuńJa chyba też bałabym się je robić jeszcze. Za wysokie progi, ale kiedyś - na bank ;)
OdpowiedzUsuńAż ślinka cieknie na sam widok:)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie piekłam makaroników, ale może kiedyś się skuszę.
Pozdrawiam:)
Są wspaniałe. I straszliwie kuszą żeby je zrobić:)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę takich ładnych makaroników.. ja ich nigdy nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńUrocze. I pomyslec, ze w Paryzu mozna je kupic nawet w mac donaldzie ...;))
OdpowiedzUsuńjakie cuda! makaroniki urzekają wyglądem. może w końcu nabiorę odwagi i sama je przygotuję :)
OdpowiedzUsuńchetnie bym siegnela po takie pyszne makaroniki:)
OdpowiedzUsuń