poniedziałek, 14 lutego 2011

Les Macarones, czyli walentynkowe makaroniki.

Walentynki, walentynki.. komercyjne święto, za którym osobiście chyba nie przepadam. Jedyne, co w nim lubię, to specjalne romantyczne „wkładki” do menu, i wysyp różnorodnych i przede wszystkich słodkich dodatków, takich jak formy i foremki, aby upiec swojej drugiej połówce coś oryginalnego i przede wszystkim „od serca”.




Jakżeby inaczej! Posiadam formy w kształcie serduszek, ale chciałam zrobić, coś bardziej nietypowego w tym roku. Na początku lutego spotkałam się z  dużą ilością artykułów na temat trendów w gastronomii na 2011 rok. Kulinarni trendsetterzy są jednomyślni – makaroniki.





To miniaturowe ciasteczka, a raczej bym rzekła bezy, które są jeszcze niezbyt popularne na polskim rynku. Nie wiele cukierni ma je w swojej ofercie. Ja po raz pierwszy spróbowałam ich w Cafe Vincent na Nowym Świecie. Te maleństwa to nic innego jak dwie malutkie bezy przełożone nadzieniem. Ich sukces chyba jednak tkwi w tym, że mogą być one wszelakich smaków i kolorów. Za ich pioniera uważa się francuską Laduree, która słynie z ich wyrobów. W ich cukierniach można dostać wyszukane smaki, w najróżniejszych wariantach kolorystycznych.




Makaroniki wyszły bardzo dobre, jednak dla mnie ciut za delikatne. Te, które próbowałam w Vincencie były bardziej odporne na dotyk (oczywiście bez przesady ;) ) Wykonywałam je z przepisu, który znalazłam TU. To fantastyczny blog, w którym łatwo znaleźć inspirację. Będę dążyła jednak do konsystencji ciut twardszej jak te kawiarniane, dlatego nie kończę mojej przygody z makaronikami tym postem.




Makaroniki (10 szt.):

1 białko (40 gram)
50 gram cukru pudru
30 gram zmielonych migdałów
30 gram cukru pudru





Migdały zmieliłam i dokładnie zblenderowałam dodatkowo z 50 gramami cukru pudru i przesiałam przez sito do miseczki. Białko ubiłam na sztywną pianę. Ważne, aby zacząć od prędkości jak najmniejszej i stopniowo przechodzić do maksymalnej. Gdy piana będzie sztywna należ dodać 15 gram cukru pudru, znów lekko ubić mikserem, a następnie dodać drugą część i znów wymieszać mikserem. Następnie dodałam suche składniki do białka i wymieszałam je łyżką. Nie martwcie się jeżeli macie niewielkie grudki. Ważne jest, aby składniki się dobrze wymieszały. Następnie na blachę przykrytą papierem do pieczenia, wyciskam ze szprycy bezy o średnicy około 2 cm i odstawiam na 30 min, az zrobi się na bezach skorupka. Wtedy wkładamy je na najniższy poziom w piekarniku i suszymy je w 150 stopniach na 15 min.  Gdy wystygnął przekładamy je dżemem, białą czekoladą itp. Ja użyłam konfitury z róż, aby było trochę bardziej romantycznie.




Przepis specjalnie wykonany na potrzeby akcji: 

9 komentarzy:

  1. Wyglądają obłędnie. Po wczorajszej klapniętej bezie, bez nowego miksera nie podejmę wyzwania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na razie boje sie makaronikow, ale kiedys podejme wyzwanie. Poki co, odwiedzam czasem stoisko Pierre'a Herme :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja chyba też bałabym się je robić jeszcze. Za wysokie progi, ale kiedyś - na bank ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aż ślinka cieknie na sam widok:)
    Ja jeszcze nie piekłam makaroników, ale może kiedyś się skuszę.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Są wspaniałe. I straszliwie kuszą żeby je zrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  6. zazdroszczę takich ładnych makaroników.. ja ich nigdy nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Urocze. I pomyslec, ze w Paryzu mozna je kupic nawet w mac donaldzie ...;))

    OdpowiedzUsuń
  8. jakie cuda! makaroniki urzekają wyglądem. może w końcu nabiorę odwagi i sama je przygotuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. chetnie bym siegnela po takie pyszne makaroniki:)

    OdpowiedzUsuń

Przepraszam za włączenie weryfikacji obrazkowej, ale niestety z dnia na dzień dostaję więcej spamu.. Nie zniechęcajcie się i piszcie czy smakowało :)!