Początek lutego to jubileuszowy czas u mnie w domu. Dzień po dniu wypadają imieniny siostry i urodziny mamy, a do tego zaraz walentynki. Jednym słowem pierwsze 14 dni to planowanie co by tu niezgorszego upiec, a następnie to pałaszowanie nieopisanych ilości kalorii.
Jak tradycja mówi: solenizant stawia, więc moja siostra postanowiła wspomóc moje obserwatorium gastronomiczne i zrobić muffinkowo - warszawski reasearch. W stolicy są dwa miejsca (przynajmniej mi te wiadome), gdzie można nabyć cupcakes’y. Mianowicie Goodies na Koszykowej i Lola’s Capcakes na ulicy Przeskok bądź w legendarnych ZT. Niestety, Goodies nie zostały otworzone, mimo iż siostra kwitła z 15 minut pod sklepem, więc w efekcie zadowoliłyśmy się babeczkami Loli.
Dorota przyniosła do domu, aż 11 muffinek, z których każda była innego smaku. Jedna muffinka kosztuje 6 zł. Z tego co mi wiadomo, na Koszykowej też cena oscyluje w granicach 5-6 zł, więc jest to powiedzmy do przełknięcia. Można niestety tak, uważać dopóki na serio nie wgryzie się w muffiny, albo dokładnie się jej nie przyjrzy.
Dla przeciętnego bywalca ZT lub przechodnia na Przeskoku te babeczki są efektowne, niespotykane, twórcze, zjawiskowe etc.. Jednak dla gastronautów widok tej babeczki powinien spowodować zapalenie się czerwonej lampki. Może wyglądają ładnie, ale tylko z daleka. Po przyjrzeniu się im z bliska ich „widowiskowe” deco jest jedną wielką amatorką jakiegoś biednego cukiernika, który Bóg wie, co wsadza do ich „wnętrza”, o którym zaraz wspomnę. Ich ozdoby są prosto mówiąc… banalne. Kwiatuszek, serduszko, marcheweczka, listeczek, kremowe fafarafa. Tak naprawdę ozdoby, które wykona każdy w domu. Bez papieru czeladnika. Skoro robimy coś na pokaz, muffinki, które mają być lepsze od tych naszych domowych, ładnie przyozdobione; moim zdaniem powinny być bardziej dopracowane z zewnątrz. Do dodatków z cukru, nie ma się do czego przychrzanić, ale te kremy są tak nasączone jakimiś hardcorowymi wzmacniaczami smaku, że aż gębę wykręca w drugą stronę (i wbrew pozorom nie cytrynowy, a wiśniowy!).
Jeśli chodzi o smak samych babeczek to mi nie smakują. Są takie wilgotne, nasycone tymi utrwalaczami, przedłużaczami (aby nie czerstwiały), że najzwyczajniej w świecie, smakiem nie przypominają tych naszych domowych, z chrupkim wierzchem i świeżych! (TAK! Te babeczki nigdy nie były i nie będą chrupkie! Les Skandales!)
Czekoladowa jest tak przesadzona (za czekoladowa), ze nie idzie zjeść jej 1/3, a nie wyobrażam sobie skonsumowania jej całej. Z masą serową i dżemem morelowym byłaby zjadliwa, gdyby nie ten tragiczny twarogo-coś, co po prostu wykręca buzię (znów!), a marchewkowa zalatuje piernikiem. Mogłabym tak dużo pisać o każdej. Jednym słowem wielki niewypał i do każdej miałabym się do czego przyczepić.
Jednak dla naszych statystycznych klientów, powiem nawet przypadkowych, dla których gastronomiczne uniesienia nie są, aż tak bardzo, bardzo istotne, mogą się owe babeczki wydawać niezwykle atrakcyjne. Czytając opinie o Lola’s Cupcakes w Internecie moja recenzja jest konstruktywna, a inni mają podobne odczucia o słynnych muffinach. A! i jeszcze zostanę uparcie przy swoim, że moim zdaniem klienci Lola’s Cupcakes są w 85% przypadkowi, a nabywają je, skuszeni kolorowym, cukrowym, wesołym deco, nieświadomi, co się kryje w misternej babeczce, za niewarte swojej ceny, 6 złotych.
moja mina - bezcenna ;)
Faktycznie, Twoja mina- bezcenna :D
OdpowiedzUsuńJa zawsze sceptycznie podchodzę do takich "piękności sklepowych". Owszem, nadają się, ale tylko do podziwiania ;) Domowych, wykonanych własnoręcznie nic nie przebije :)
Ja muffinkuje sama i prawdę mówiąc wręcz odrzucają mnie cukrowe ozdoby. Raz kupiliśmy córce tort właśnie tak ozdabiany... o zgrozo nikt go nawet nie tknął. Sztuczny smak nie wart kaski wydanej. Podobnie jest i z muffinami.
OdpowiedzUsuńFaktem jest, ze ciastka te co najwyżej mogą poleżeć dwa dni więc i koszty są większe bo trzeba piec na bieżąco ale cóż... smak wynagradza wiele. Od wiosny moje muffinki być może będą do kupienia w jednej z kawiarni jak na razie piekę na zamówienie :)
Pozdrawiam i dziękuję za info gdzie ciastek nie kupować :)
Ja na szczęście ciastek już od dawna nie kupuję:)A Twój wpis utwierdził mnie w przekonaniu, że bardzo dobrze czynię:)
OdpowiedzUsuńAniu, Ja też przestałam kupować. Wole swoje własne, wiadomego pochodzenia wypieki. Ale takie nowości itp. muszę przetesotować z czystej ciekawości :)
OdpowiedzUsuńZachęcona reklamom, piękną stroną internetową i całą otoczką związaną z Lola's cupcake postanowiłam się wybrac z Piekar Śląskich(okolice Katowic) aż do Warszawy. Towarzyszyła mi koleżanka, druga fanka oraz maniaczka muffinkowych przyjemności. O godzinie 11 doszłyśmy na ul. Przeskok. i pierwsza myśl WTF???jakiś taki pawilon ni w kij ni w oko. W dodatku zamknięte, bez żadnej karteczki dlaczego czy coś. No ale nic, postanowiłyśmy się wybrać do Złotych Tarasów. Po odnalezieniu stoiska Loli rzeczywiście Nas zamurowało, pięknie kolorowo, pastelowo, smakowicie. Postanowiłyśmy kupić po 2 muffinki o różnych smakach. Ja wybrałam czekoladowy i coś truskawko-wanilio podobnego. Usiadłyśmy i pełne radości zaczełyśmy odpakowywać kartoniki. Znowu MNIE zamurowało. Już po pierwszym kęsie kremu miałam lekki odruch wymiotny. Krem czekoladowy był tak ciężki, sztuczny, nienaturalny że po prostu odrzuciło mnie. Koleżanka była odważniejsza zjadła całe 1,5 ciastka po czym ją lekko zemdliło. Zawiodłam się jak nigdy jeszcze na żadnych słodyczach. To co właścicielka proponuje klientom jest żenadą, niefortunną pomyłką cukierniczą. Warto też dodać, że te produkty nie są świeże:|:|:|:|
OdpowiedzUsuńWzamian za to, oferuję Cupcake Corner w Krakowie na Brackiej. Tam jest cudownie, smacznie, miło, ładnie, świeżo.
Pozdrawiam
www.wyobrazniolandia.blogspot.com
powiem tak!
OdpowiedzUsuńW KOŃCU!
nie mam nic przeciwko ozdabianiu muffinów "po domowemu" bo sama to robię i kocham i chciałabym takie własnie (jak moje:P) kupować (co może niedługo i wam się uda ale to wielka tajemnica póki co!)
ale bylam zawiedziona babeczkami Loli!
uważam że są niedbale wykonane (to był pierwszy fakt gdzie serce zaczęło mi pękać!) i że do cho*ery! babeczke z biszkoptu z proszku to moga sobie przekupic turystow w budce z goframi ale hello nie w muffinach!
zalamalam sie takze bo kremie bananowym ktory jak dla mnie z bananem to nic wspolnego nie mial, a i nawet moja 10letnia siostra nie byla w stanie tego zjesc..
mysle ze powinni popracowac nad tym a nie leciec na tzw fejmie!
pozdrawiam Pamcia.
O tak, bananowa babeczka to porażka. Jedyną w miarę znośną była marchewkowa z kremem serowym na wierzchu, oczywiście zjadliwa po zdjęciu kremu, który z serem nie miał absolutnie nic wspólnego.
OdpowiedzUsuńLubię przy okazji wizyt w Warszawie zajrzeć do Lola's, żeby sprawdzić czy coś się zmieniło, no ale cóż... Na razie ciągle kult chemii spożywczej..