Cześć!
Chciałabym wam przedstawić krótką relację z pikniku kulturalnego, który odbył się w minioną sobotę w warszawskiej królikarni. Główną atrakcją, która tak naprawdę mnie przeciągła tam, to strefa gastronomiczna oraz możliwość zrobienia czegoś samemu na piknikowy podwieczorek.
Wraz z siostrą zaczęłam od spałaszowania własnego koszyczka, który zawierał dwa rodzaje kanapek ( z kiełkami, mango i kurczakiem oraz mixem sałat, suszonymi pomidorami, oliwkami i kurczakiem ) i dwa rodzaje sałatek ( cytrusowo-rozmarynowa mozzarella i „wiosenna”). Przepisy zamieszczę na blogu na dniach.
Na festiwalu „wystawiało się” kilka warszawskich restauracji: Smaki Warszawy, Izumi Sushi czy Babooshka. Kilometrowe kolejki, które się do nich ustawiały to jedyny minus całej imprezy. Smaki Warszawy nie oferowały niczego ciekawego. Kiełbasa z grilla i beza Pavlova – to były topowe dania imprezy. Bezy sprzedały się w trymiga, przechodząc słyszałam tylko: „Będą za 1,5 h”. Do kiełbasy szybko się zniechęciłam, gdyż usadowiłam się na „plecach” straganu Smaków i widziałam rzeczy, których czasem lepiej nie widzieć.
Skusiłam się na piknikowe sushi, bo uznałam, że to najlepsza okazja, aby w końcu (!) spróbować go po raz pierwszy i nie ośmieszyć się. Bez czujnego oka kelnera i cichej restauracji pałaszowałam moją pierwszą porcję w życiu ;). Była dobra lecz nie rewelacyjna, ciężko też mi oceniać, gdyż nie mam porównania.
Do tego nabyłam też festiwalowy soczek z trawy jęczmienia, smakujący zieloną herbatką. Mocno rozcieńczony, dobry, delikatny, ale siły witalne jakoś wyjątkowo mi po nim nie wróciły.
Poza tym mnóstwo stoisk z alko., zabłąkany Pan z muffinami, który namiętnie rozmawiał przez telefon i zapomniał o handlowaniu (,więc w efekcie nie spróbowałam), festiwalowe frytki i świeżo-wyciskane soki. Ogółem smacznie było!
Zapraszam jutro na piknikowe przepisy ;)
PS:
Ajjjjj, a ja zapomniałam! Na pikniku wystawiała się również księgarnia, która otwiera się tam 17ego lipca. Taki jaki mieli tam wybór książek kucharskich to się nikomu nie śniło! Wszystkie najlepsze ( no i najdroższe przy okazji ;/). Skusiłam się na jedną, poszukiwaną od dawna : THE URBAN COOKBOOK. Tylko za 90 zł ( wytargowane ;)) Co to była za okazja! Już niedługo niepowtarzalne przepisy właśnie z niej na blogu!
THE END.
Ciekawa relacja:) Smakowita, pomijając wątek kiełbasy:).
OdpowiedzUsuńwiem , że nie na temat i jeszcze wulgarnie , ale musze to napisać :D wybacz :) zajebistą siostra ma fryzure! :D pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńfryzjerka to się samo przez się rozumie :P
OdpowiedzUsuń