czwartek, 13 grudnia 2012

Relacja z wizyty na jarmarkach w Norymberdze i Pradze

Jak niektórzy z Facebooka już dobrze wiedzą, ostatni weekend spędziłam za granicą. Byłam w Norymberdze i Pradze na świątecznych Jarmarkach. 
Wybrałam się tam głównie z powodu  wycieczki egzaminacyjnej, gdyż obecnie jestem na kursie pilota, ale przy okazji mogłam wypić duże ilości grzanego wina i na własne oczy sprawdzić, co oferują jarmarki, o których mowa w całej Europie.


Norymberga. Trochę miasto niespodzianka na naszej trasie, ale w ostateczności doszło do skutku.



Norymberski jarmark nazywany Christkindlesmarkt (Jarmark Dzieciątka Jezus) to najstarszy jarmark Europy i najbardziej popularny. Świąteczne targowisko przyciąga w grudniu około 2 milinów turystów z całego świata. W 180 drewnianych chatkach, które rozciągają się na całej długości placu pod Kościołem Najświętszej Maryi Panny  nie znajdziemy żadnych bibelotów, ale rękodzieła z wyższej półki. 


Tradycyjne pierniczki, ozdoby choinkowe od jadalnych do papierowych, ręcznie kształtowane marcepany, bombki w kształtach, o których nawet Ci do głowy by nie przyszło, mnóstwo grzanego wina oraz norymberskie kiełbaski to początek podróży po niemieckim jarmarku.



Chciałabym się jednak skupić na norymberskim przysmaku, którego trzeba spróbować podczas wizyty na grudniowym jarmarku.


Kiełbaski. I nie tam jakieś ‘wurst’, tylko Nürnberger Rostbratwürste, krócej określane w menu jako ‘drei in Weckla’.
Tak, drei, czyli 3 kiełbaski w bułce. Z ketchupem bądź musztardą. Wydaje się banalne i wcale nie takie bezprecedensowe. Diabeł natomiast tkwi w szczegółach.
Norymberskie kiełbaski są bardzo intensywne w smaku, z grubo mielonego, chudego mięsa wieprzowego. Przyprawiane przeróżnie, jednak bazowym ziołem jest majeranek. W zależności, gdzie trafimy możemy spotkać taki mix przypraw jak: imbir, kardamon, sól i pieprz w urozmaiconych ilościach czy nawet proszek cytrynowy.


Dlaczego tak się rozwodzę nad bułką z 3 kiełbaskami? Bo ten tradycyjny posiłek z Norymbergi był już jadany w 1313 roku. Kiełbaski musiały być długie i cienkie, bo były podawane przez dziurkę od klucza spóźnialskim, którzy nie zdążyli wejść przez bramę przed zmrokiem, aby nie umarli z głodu.

Tradycyjny wygląd bułki: 3 cienkie kiełbaski długości 7-9 cm o wadze nie większej niż 25 gram. 

Jeśli już skusiliśmy się na norymberski przysmak, zwłaszcza podczas mroźnego popołudnia, nie odejdziemy od budki bez kufla grzanego wina. 

Nie wiem czy Niemcy bardziej postawili na ekologię czy na marketing ( a może na obydwa aspekty? ), ale wybijmy sobie z głowy plastikowe kubeczki. Po jarmarku zasuwamy wśród wiszących bombek i pierniczków z normalnym kubkiem w ręku. 


Ma to swoje plusy. Wino, aż tak szybko nie traci swojej temperatury, a po wypiciu, piękny bawarski kubek możesz zabrać ze sobą do domu. No chyba, że trafi Ci się tak jak nam, kiepskiej jakości porcelana z poprzedniej edycji. No cóż.. -_-. Wino 2,50 euro + 2,50 kubek (opłata zwrotna, jeśli ktoś nie zabiera kubka) oraz 2,30 Weckla. Najeść się raczej nie najemy, ale tradycji spróbujemy, a to chyba najważniejsze.



Jeszcze jedna uwaga nim przejdę do Pragi. BARDZO drogo! Średniej wielkości bombka 14 euro, mniejsze w kształcie ogórków ;-) od 3,80-5,00. Pierniczki na choinki w kształtach przeróżnych od 1,5-5,00 euro. Warto zaopatrzyć się w większą ilość gotówki, bo z gołymi rękoma, nie da się opuścić straganów.

Oprócz pozytywów takich jak spróbowanie regionalnych przysmaków oraz bezkarnego picia  grzanego wina w nieumiarkowanej ilości (tylko w celu ogrzania się rzecz jasna), doskwierał nam trzaskający mróz, dziki tłum i zmęczenie po porannym zwiedzaniu.. Jednak nie będę się nad tym rozwodzić i przechodzę do Pragi.



Praga

Na pewno już mniej zatłoczony, ale również godny uwagi jarmark w czeskiej Pradze możemy odwiedzić, aż do stycznia 2013 roku. 


Na rynku starego miasta, rozciągają się drewniane domki, w których od regionalnych smakołyków możemy nabyć świąteczne ozdoby oraz tradycyjne czeskie marionetki.


Ja nie mogłam się oprzeć pieczonym kasztanom, ale oprócz smaków, które znamy, warto jest skupić się na nowościach, czyli tradycyjnych czeskich Trdelnikach – tradycyjne pieczone, okrągłe ciastka z dużą ilością cynamonu i cukru. Niesamowicie słodkie, ale nieporównywalne w smaku do niczego. Zakocha się w nich każdy, kto ich pierwszy raz spróbuje.


Oprócz smakołyków mamy też duży wybór gorących napoi. Od wina, przez poncz po pitny miód.

Jarmark mniejszy, mniej zatłoczony, odrobinę tańszy, ale absolutnie nie mówię, że gorszy od norymberskiego! Zupełnie inny. Dobrze mieć właśnie okazję porównania, bo wtedy możemy uświadomić sobie ogrom niemieckiego, najstarszego i największego targu w Europie, a po całodniowym pobycie przenieść się na mniejszy i bardziej ‘przytulny’ jarmark czeski.


Na sam koniec dodam, iż osobiście zawsze gdzieś tam marzyłam, aby zobaczyć jakikolwiek jarmark w Europie i przyrównać go do naszego warszawskiego. Marzenie spełnione!

Refleksja na sam koniec nasuwa mi się więc tylko jedna:
Europejskie jarmarki = Każdy inny, każdy równie piękny.



5 komentarzy:

  1. fajna relacja:) ja lubie atmosfere Berlina:) w zeszlym roku duzo grzanca tam wypilam:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Na straganie z ostatniego zdjęcia straciłabym fortunę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym się tam z Tobą wybrać :)
    PS. Też mam licencję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne! Miałam być w Pradze w tym roku, ale nie wyszło! Może za rok się uda.
    A Ciebie zapraszam do ciasteczkowego kolażu u mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Przepraszam za włączenie weryfikacji obrazkowej, ale niestety z dnia na dzień dostaję więcej spamu.. Nie zniechęcajcie się i piszcie czy smakowało :)!