poniedziałek, 13 grudnia 2010

Obserwatorium Gastronomiczne: - czyli, ja na tropie "the best of the best" restauracji w Warszawie






El Popo wybrałyśmy z racji zbliżającego się halloween, które miałyśmy ochotę obejść w stylu meksykańskim. Restauracja położona jest w centrum, więc bardzo łatwo się tam dostać. Zarezerwowałyśmy stolik na 3 osoby, co po wejściu okazało się dobrym zagraniem, bo jak widać, dużo osób wpadło na świętowanie w stylu mexico. Bardzo miły widok (przynajmniej dla mnie) jeżeli w lokalu jest duży ruch.




Co mnie zaskoczyło na plus to oczywiście wystrój z okazji święta zmarłych, które w Meksyku obchodzi się bardzo kolorowo i hucznie. Restauracja sama w sobie jest bardzo ładna, przytulna, ale dodatkowy wystrój z racji święta zwalał z nóg. Przepiękne ołtarze z kwiatów z cukrowymi czaszkami, świeczkami i szkieletami podkreślały meksykański klimat na sali.





Przed samym wyjściem przeprowadziłyśmy ostrą selekcję lokali oferujących kuchnie meksykańska. Wybrałyśmy El Popo ze względu na najbardziej rozbudowane menu, które nawiązuje do kuchni meksykańskiej, a nie jak w przypadku innych kart, próbujących nam wmówić, ze hamburger Route 66 należy do kuchni Ameryki środkowej, a chyba jednocześnie przy tym, ze nie uważałam na lekcjach geografii.
Każda z nas zamówiła inne danie w celu przeprowadzenia ostrej weryfikacji smakowej i oczywiście umiejętności kucharza :)




Obsługiwał nas przemiły kelner, który na zadawane pytania z karty potrafił odpowiedzieć, znał składniki dań i naprawdę się przejmował i angażował w to co robi. Jednym słowem pasjonata w swej profesji.




Na dania bardzo krótki czas oczekiwania bo około 25 min. Zamówiłyśmy stek wołowy na zielonym sosie, polędwicę wieprzowa w piwie, oraz pol. wieprzowa na sosie pomidoro-kaktusowym. Mama chciała zamówić żeberka, jednak kelner nas tu zasmucił, że już niestety się skończyły. Dostałyśmy swoje dania i się zaczęło.  Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, ze każda próbowała każdą przegadać, ze jej danie jest najlepsze.




Dania naprawdę, ze smakiem, dobrze przyprawione, ciekawe podanie fasolki w jednym daniu- spodziewałyśmy się jej w zwykłej postaci, a została ona zblenderowana, co przypadło siostrze wyjątkowo do gustu, bo mogła bezpośrednio nakładać ja na mięso, na zmianę z wybornym guacamole.
Następnie przyszła pora na desery. Tu znów nie mile zaskoczenie, bo sernik z awokado został wykreślony z menu, na który wyjątkowo moja siostra miała ochotę. tym razem zamówiłyśmy trufle z truskawkowym musem i "pysznym" ciasteczkiem jak określił to kelner, jednak tak przekonywująco to powiedział, ze było mi obojętne z czego i jakie to ciasteczko, bo napewno będzie smakowite; naleśniki z meksykańskim karmelem, które wyjątkowo były słodkie (dla mojej mamy i pewnie dla większości opinii publicznej mdłe) jednak dla mnie akurat :), i paluszki churros z czekolada na gorąco. Wszystko oczywiście niesamowicie dobre.




Jednym słowem, nie mam się do czego przyczepić. Jedzenie pyszne, lokal świetny, obsługa profesjonalna. Czego chcieć więcej? Napewno jeszcze tu przyjdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przepraszam za włączenie weryfikacji obrazkowej, ale niestety z dnia na dzień dostaję więcej spamu.. Nie zniechęcajcie się i piszcie czy smakowało :)!