Siema :)
Tegoroczne Święta minęły dość szybko i na szczęście nie zostawiły żadnej rysy na mojej psychice. A w ubiegłych latach różnie z tym bywało. Często w moim domu świętujemy z raphacholinem ( raz tylko zdarzyła mi się ekstremalna rzyguśka w Wigilię z przejedzenia ) bądź kłócimy się dokumentnie i nie odzywamy się plus minus przez kolejne dwa tygodnie.
Fakt jest faktem, już po Świętach. Czas zdejmować Mikołaje z okien i korzystać z zimowych wyprzedaży.
W tym roku stwierdziłam, że nie będę gorsza i w wolne po Świętach pocisnęłam jak świnia na trufle; na shopping, z nadzieją, że nabędę coś taniego, a do tego fajnego.
Oczywiście nic ‘ekstra’ nie kupiłam, a cała moja wyprawa zakończyła się akcentem smutnym, lecz gastronomicznym, nad bułeczką cynamonową, która w smaku przypominała naleśnik z zakalcem. Całość uratowała nieskąpa garść cynamonu, którą pewnie zaspany cukiernik o piątej nad ranem posypywał owe wypieki. Do tego niekończąca się ilość kawy, a to wszystko za 1,99 zł. Takie rzeczy tylko w ikea.
Kupiłam za to mnóstwo gazet pokroju 'kuchnia', 'smaczne gotowanie' itp. Zapewne nie upiekę/ugotuję nic do końca roku, bo nawet gdybym chciała to moja lodówka pęka w szwach. Poczytam, popatrzę i w styczniu na pewno będzie ciekawiej.
Zawsze końcówki roku takie są. Przejedzone i ospałe. Trzymajcie się ciepło, bo ja dziś tak zmarzłam, pomimo 10 stopni 0_o.
A jak wasza końcówka roku?